środa, 29 kwietnia 2015

Prolog

Czasem zastanawiam się czy żyjemy w świecie pełnym duchów i demonów. Czy to po prostu nasza wyobraźnia tak działa. Wydaje się nam że słyszymy jakieś dziwne głosy, kroki, pukania. A to może nasz mózg jest zaprogramowany tak, abyśmy odczuwali strach. Wierzymy w te wszystkie historie o nawiedzonych domach czy opętaniach.Czasami myślę sobie -Ciekawe czy właśnie teraz,w tym momencie stoi koło mnie jakaś zabłąkana dusza. A może teraz przebywam w miejscu w którym zmarła. Może kiedyś tu mieszkała, a ja po prostu wtargnęłam do jej domu. Potem jednak mówię sobie że to nie możliwe. Jeżeli duchy istnieją, to powinniśmy je widzieć. W końcu to nasz świat. Świat żywych.



Zerwałam się w nocy ze snu. Byłam cała zalana potem. Nie dlatego że było mi gorąco, lecz dlatego że śnił mi się najgorszy dzień w moim życiu. Wszystko było takie same. Wszystko było na tym samy miejscu co w dzień wypadku. Mówiłam to samo co wtedy. Robiłam te same rzeczy.



Sobota. Pierwszy dzień weekendu. Wstałam trochę wcześniej rano niż zazwyczaj. Musiałam spakować kilka rzeczy do torby. Szłam dziś na noc do mojej przyjaciółki Annabelle. Rodzice jechali na kolacje firmową. Jadą tylko pracownicy firmy, dlatego że rozmawiają tam o interesach (zresztą jak zawsze). Do południa zjadłam jeszcze lunch przygotowany przez mamę. Uwielbiam ją jak gotuje. Wtedy wydaje się taka spokojna i szczęśliwa. Aż nie chcę się jej przerywać...W drodze na kolacje rodzice zawozili mnie autem do Bell. Mieszkała ona godzinę drogi ode mnie. Zanim bym tam dotarła, był by już wieczór. Nie lubię chodzić w po dworze gdy jest już ciemno. Nasze miasto  jest dziwne. Skrywa wiele tajemnic. Dzieją się tu różne dziwne rzeczy. Dziwiłam się że mnie tu jeszcze nic takiego nie spotkało. Wtedy chciałam by w moim życiu był jakiś nie oczekiwany zwrot akcji. Teraz żałuje że miałam takie pragnienie. Byłam głupia że tak myślałam. 


Dojechaliśmy pod dom Annabelle. Widziałam że już czeka na mnie w oknie.Mama objęła mnie czule, westchnęła i rzekła - Lucy bądź grzeczna i nie wpakuj się w kłopoty.Prychnęłam -Przecież ja zawsze jestem grzeczna, nie musisz mnie traktować jak dziecko. Mam swój rozum. Zresztą jutro się zobaczymy. Przecież nie wyjeżdżacie tam na zawsze. - Uśmiechnęłam się.Wtedy się myliłam. Pojechali i już nie wrócili. Teraz już ich nigdy nie zobaczę. Mama już nie będzie mi gotować obiadów. Nie będzie mnie budzić rano abym wstała. Nie powie już nigdy że mnie Kocha.
Podszedł tato i pocałował mnie w czoło. Odkąd byłam małą dziewczynką zawsze dawał mi buźiaka na pożegnanie. To już chyba była tradycja. Mimo że mam siedemnaście lat nadal trzymałam się tej tradycji. Chociaż powoli zaczęło mi to przeszkadzać. Kiedy miałam już wchodzić na ganek domu Bell,tata krzykną z uśmiechem - Kochamy Cię!! - Ta, ta wiem.! Ja was też - powiedziałam cichym głosem. Było to nasze ostatnie, razem zamienione słowa.

Po kilku godzinach śmiania się razem z Annabelle, oglądaniu filmów i tego typu różnych rzeczy, usłyszałyśmy że ktoś dzwoni do drzwi. Otworzyła mama Bell. Była to policja. Nie przyszli oni do Bell czy do jej rodziców.
Przyszli do mnie.
Moi rodzice nie żyją.
Zostałam sama.
                                         „Życie to prolog. Śmierć jest początkiem, nie końcem”



Mam nadzieję że chociaż trochę się wam spodobał wstęp. Dopiero zaczęłam pisać i wiem że nie jest idealnie. Nigdy nie jest. Ale proszę piszcie w komentarzu wasze opinie. Co wam się podoba a co nie. Postaram się to zmienić. Myślę i tak że ten prolog zostanie jeszcze zmieniony. Pozdrawiam :*