sobota, 9 maja 2015

Rozdział trzeci

-Jak wy możecie tam mieszkać?? Tam przecież...Wiecie co tam się stało? Co nadal dzieje....? - spyta przerażony 
Po tych słowach, przypomniałam sobie hałas, dobiegający z parteru domu. Całkowicie o nim zapomniałam. Ale czy to,  ma coś wspólnego z tym, co mówi Dylan? Czy on wie coś więcej o tym domu niż ja, czy ciotka?
-Dylan, co masz na myśli?- zapytałam ze strachem w oczach 
-No chodzi o to że..- zaczął mówić 
-Dylan mów szybciej!- powiedziałam, wyższym i stanowczym tonem 
-Bo z tym domem jest coś nie tak!
- To znaczy? Bo nie bardzo rozumiem..- spytałam zaciekawiona 
-Wiesz czemu tutaj wróciłem? Bo zginął mój najlepszy przyjaciel Nathan. Zginał, właśnie w tym domu! Jego rodzice również.- odpowiedział szybko 
-Co..? - spytałam nie dowierzając 
- Opowiadał mi że słyszy w domu różne, dziwne rzeczy. Często dobiegają go dziwne hałasy. A w nocy ma koszmary. Odkąd się tam wprowadził, źle sypiał. Nie czuł się w tym domu bezpiecznie. W końcu zaczął, przebywał tam, jak najmniej czasu. Wracał tylko na noc. Ja na początku sam mu nie wierzyłem. Dopóki nie przekonałem się, o tym na własnej skórze. Ja również to słyszałem. Te odgłosy, potrafiły człowieka doprowadzić do szału. Nie wiem jak on sobie dawał z nimi radę.
-A jego rodzice? Też je słyszeli?-spytałam 
-Nathan mówił że pewnego razu się ich spytał. Odpowiedzieli tylko że rzadko cokolwiek słyszą w nocy. Mają głęboki sen, bo ciężko pracują i są bardzo zmęczeni po robocie. By go nie niepokoić, uspakajali go tym, że to stary dom i to na pewno rury wydają te odgłosy. Jednak on nie wierzył, w tą ich historyjkę - opowiadał zaniepokojony 
Po tym, co teraz usłyszałam, serce podeszło mi do gardła, płuca chyba zapomniały jak funkcjonować, a twarz momentalnie zbladła. Teraz strasznie się boje. Obym tylko nie musiała, przechodzić tego co Nathan. Chociaż w ogóle go nie znałam, to straszne mu teraz współczuje, że musiał brać w tym udział.
-Jak to się stało, że oni nie żyją? - spytałam ze współczuciem
-Jest kilka teorii. Jedną z nich jest, że popełnili wspólnie samobójstwo. Nie wiem po co mieli by to robić. Przecież byli szczęśliwą rodziną. Drugą teorią jest to, że ktoś włamał się do ich domu, i zamordował. Nie wiem czy to jest prawda. Policja również nie wie, co dokładnie się stało. Jednak nie zajmują sobie tym głowy. Ja jednak nie wieże w żadne ich teorie. Wydaje mi się, że jednak przyczyną śmierci, było co innego. Tylko jeszcze nie wiem co.- opowiedział 
Natomiast ja, nie wiem co mam powiedzieć. Jestem cała roztrzęsiona oraz zdezorientowana. Kompletnie nie wiem co mam ze sobą zrobić. Najchętniej to bym nie wracał już do tego domu. Ale nie mam gdzie się podziać. Nie mam wyjścia. Muszę tam wrócić.
-Jaa..Ja nie wiem co mam powiedzie Dylan- rzekłam 
-Nie musisz nic mówić. Rozumiem że musisz byś teraz wystraszona. Ale musiałem ci powiedzieć co tam się stało. Nie chcę by tobie przytrafiła się tam jakaś krzywda.
-Dziękuje za troskę. Ale już muszę wracać do domu, jest już późno. Ciotka będzie się martwić.- powiedziałam 
-Jasne. Podam ci swój numer. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, albo będziesz chciała jeszcze o coś zapytać, to śmiało dzwoń. Kiedy będziesz chciała. 
Podałam mu swój telefon, po czym on wpisał szybko swój numer telefonu. Wyszliśmy z lokalu i pożegnaliśmy się przyjacielskim uściskiem. I każdy poszedł w swoją stronę. 
Powrót do domu był bardzo krótki. Nie zajął mi nawet trzech minut. Przez całą drogę powrotną, myślałam o tym,  czego się dowiedziałam od Dylana. Rozmowa z nim, dała mi dużo do myślenia, aż za dużo. W głowie tworzyły mi się różne wizje, w których jakaś niewidzialna siła, zmusza mnie do samobójstwa. Nie chciałam wierzyć w jego słowa, ale miałam okropne przeczucie, że jest w tym ziarno prawdy. Byłam pewna, że nie zasnę dziś przy zgaszonym świetle. Tak więc z gęsią skórką na całym ciele, przekroczyłam próg mojego nowego domu. Gdy tam weszłam, ciotka siedziała na kanapie przed telewizorem i oglądała film. Był to dramat, jej ulubiony gatunek filmowy. 
- Jak dobrze że już przyszłaś. Zaczynałam się martwić- powiedziała z ulgą że wszystko ze mną w porządku
-Nie jestem już małym dzieckiem ciociu. Nie musisz się tak o mnie zamartwiać.- powiedziałam spokojnie 
Stwierdziłam że przysiądę się do ciotki, bo dawno razem nie spędzałyśmy czasu. Odkąd u niej zamieszkałam, to rzadko wychodziłam ze swojego pokoju. Głównie szłam do toalety, albo coś zjeść. 
Usiadłam obok ciotki i zaczęłam razem z nią oglądać. Na początku nie wiedziałam o co chodzi w filmie, dopiero po chwili zrozumiałam. Kiedyś ten sam film oglądałam z Annabelle. 
- Gdzie byłaś tak długo- zapytała z zaciekawieniem ciotka
- Spotkałam Dylana i trochę się zasiedzieliśmy w Starbucksie- odpowiedziałam 
-Ten Dylan z którym się kiedyś bawiłaś
- Tak ten 
-On zawsze był takim uroczym dzieckiem- rozmarzyła się ciocia 
Prychnęłam
-Ja zapamiętałam go inaczej. Daleko mu było do uroczego- stwierdziłam rozbawiona 
Ciocia zaśmiała się 
Korzystając z okazji że rozmawiam z ciocią, postanowiłam spytać się o poprzednich właścicieli tego domu. \
-Wiesz co stało się z poprzednimi właścicielami tego domu?
-Wiem że nie żyją. Zabili się tutaj. Chyba mieli coś nie tak z psychiką- odpowiedziała po chwili namysłu 
- To trochę smutne.....i dziwne- stwierdziłam niepewnie 
-Ciociu czy też słyszysz w nocy jakieś drapanie?- spytałam myśląc że ciocia pomyśli, że jestem nienormalna 
-Nie słyszę drapania Lu.- odpowiedziała 
Pomyślałam od razu, że może zwariowałam po śmierci rodziców. Ale jednak nie.
- słyszę głosy Lucy- odpowiedziała ciocia cichym szeptem
Czyli jednak nie zwariowałam. Dylan nie kłamał. To wszystko było prawdą. Tylko co się tak naprawdę stało z Nathanem i jego rodzicami? Może nie wytrzymali. Może to coś za nimi chodziło do puki nie umarli. Może to samo będzie ze mną i ciotką. Musze się tego dowiedzieć- pomyślałam 
- Ale Lucy nie martw się. Nic nam nie grozi. Obiecuje ci, że jeżeli dostanę podwyżkę w pracy, to jak najszybciej się stąd wyprowadzimy. Przyrzekam- zapewniła ciotka 
Jeśli w ogóle przeżyjemy- pomyślałam 
- W porządku- powiedziałam bardzo wystraszona, całą tą sprawą 
Poszłam na górę. Byłam już strasznie zmęczona. Poprzedniej nocy prawie nie spałam, tej chyba jeszcze bardziej nie zmrużę oka. Gdy tylko weszłam do pokoju, padłam na łóżko. Leżałam tak długo, aż w końcu stwierdziłam, że nie usnę dopóki nie zasłonie okna. Ktoś był tak mądry i postawił latarnie tuż obok niego. Światło padało w prost na moją twarz i strasznie mnie drażniło. Wściekła wstałam i postanowiłam zasunąć roletę. Teraz już na pewno nie zasnę, bo wstając całkowicie się rozbudziłam. Kiedy zasuwałam roletę, dostrzegłam za oknem dziewczynkę. Tą samą co wtedy, w parku. Wyglądała tak samo. Patrzała na mnie ze złością. Wystraszyłam się jej. Szybko zasłoniłam okno i odsunęłam się od niego głośno oddychając. 
Stwierdziłam że muszę wziąć jakieś tabletki nasenne, bo inaczej rano będę żywym trupem. Przerażona poszłam do łazienki. Stanęłam przed zlewem, spojrzałam na swoje odbicie. Moja twarz wyglądała na zaniedbaną i bardzo zmęczoną. Wzięłam z półki tabletki, dwie włożyłam do buzi a resztę odłożyłam na miejsce. Odkręciłam kran i pochyliłam się by popić tabletki znajdujące się w moich ustach. Kiedy się wyprostowałam, za mną stał jakiś chłopak. Na pewno nie był on człowiekiem. Był duchem. Odwróciłam się szybko i prawie bym krzyknęła, gdyby nie to że swoją ręką zatkał moje usta, a ciało przygniótł do zimnych płytek na ścianie. 
-Bądź cicho! Nic ci nie zrobię- wyszeptał patrząc mi prosto w oczy 




                                                                                                                                                               "Mimo wszystko warto wierzyć, że to co najpiękniejsze dopiero przed nami"











poniedziałek, 4 maja 2015

Rozdział drugi


Po dzisiejszych wydarzeniach, które nastąpiły wieczorem, nie mogłam zmrużyć oka. Przez pół nocy, leżałam w łóżku, z zakrytą głową po brzegi. Cały czas zastanawiałam się, jak to możliwe że figurka znalazła się u mnie w pokoju. Myślenie poszło na marne. Nie wymyśliłam nic, co mogłoby być sensownym wytłumaczeniem.
Postanowiłam, że rano spytam się ciotki czy ma coś z tym wspólnego. Może to ona ją znalazła, gdy pakowała wcześniej moje rzeczy. Tylko pozostanie jeszcze jedno pytanie. Czemu na figurce znajdowała się krew?
Moje zmęczenie dawało już znaki. Oczy już same się zamykały, a ciało zaczęło się relaksować.
Nagle z dołu dobiegł mnie dziwny odgłos, jakby ktoś drapał pazurami w drewno. Nie znosiłam tego hałasu. Był strasznie drażniący. Doprowadzał mnie do szału. Pomyślałam że to na pewno nie ciotka. Poszła spać szybciej niż ja. A nawet gdyby to była ona, nie pójdę sprawdzić co to. Za bardzo się boje.
Po chwili zasnęłam z tego strachu. Zapadłam w sen tak szybko, że nawet nie pamiętam kiedy zamknęłam oczy.
Następnego dnia, wstałam w samo południe. Nie dziwie się, skoro zasnęłam przed świtem. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Byłam cała blada. Powieki były opadnięta ze zmęczenia, a oczy podkrążone. Można je było zobaczyć z końca pokoju.
Związałam swoje blond włosy w niechlujny kok i zeszłam na dół, by sprawdzić czy ciotka Dorothy już wstała. O dziwo, ciotka nie była ani zmęczona, ani przygnębiona jak wczoraj. Robiła śniadanie i parzyła kawę z uśmiechem na twarzy.
-Jak się czujesz mała? - zapytała spokojnym głosem.
-W porządku- odpowiedziałam
- Zrobiłam ci śniadanie. Mam nadzieję że lubisz tosty z serem? - spytała uprzejmie
-Jasne- odpowiedziałam z radością
Odkąd byłam dzieckiem lubiłam tosty. Zawsze tato robił mi je na śniadanie.
Ciotka przyłączyła się do mnie i razem zaczęłyśmy jeść. Pomyślałam, że nie zmarnuje takiej okazji i spytam się jej czy wie coś na temat figurki.
-Ciociu gdzie znalazłaś moją figurkę- zapytałam zaciekawiona
- Jaką figurkę? - odparła ze zdziwieniem
- Tą, którą wczoraj położyłaś na moim łóżku. Niebieski delfin. Nie widziałam jej przez lata.
-Lucy ja nie widziałam żadnej figurki. A wczoraj nawet nie wchodziłam do twojego pokoju- odparła ciocia
-To skąd ona mogła się tam wziąć?- spytałam zaniepokojona
- Może sama ją tam położyłaś. Tylko tego nie pamiętasz. Wczoraj był dla ciebie ciężki dzień. Mogłaś zapomnieć- odpowiedziała szybko by mnie uspokoić. Chyba zauważyła że czymś się martwię. Zauważyłam to samo w jej wyrazie twarzy. Też się wydawała zaniepokojona tą całą sytuacją.
- Możliwe..- odparłam
Skłamałam. Pamiętałabym że ją tam położyłam. W końcu była dla mnie ważną pamiątką.

Wiedząc, że to nie ciocia przyniosła figurkę, byłam lekko zbita z tropu i przerażona. Przez jakiś czas krzątałam się po domu, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Aby oczyścić umysł, postanowiłam wyjść i poznać trochę lepiej okolicę. Stwierdziłam że pójdę na plac zabaw, na który zawsze chodziłam się bawić w dzieciństwie, kiedy byłam u cioci. Gdy dotarłam na miejscy, plac był w stanie tragicznym. Nikt z dzieci się tam nie bawił. Miejsce stało puste. Ślizgawki i karuzele były całkiem rozwalone. Pełno liści na ziemi i śmieci. Chyba nikt tam nie zaglądał od dłuższego czasu. Usiadłam na jednej z dwóch huśtawek. Tylko one były w dość dobrym stanie. Zawiasy huśtawki strasznie skrzypiały, gdy odpychałam się nogami lekko od ziemi. Mój wzrok był skierowany na park który znajdował się na przeciwko mnie. W pewnym momencie zobaczyłam dziewczynkę. Wlepiała we mnie swoje oczy wypełnione pustką i smutkiem. Stała pod wielkim drzewem, w samej białej sukieneczce. Możliwe że miała bose stopy. W ręce trzymała brudnego misia. Wyglądała na dziecko, które zabłąkało się i nie mogło odnaleźć rodziców. Zatrzymałam huśtawkę i ruszyłam w stronę małej, której małe ciałko trzęsło się z zimna. Kiedy weszłam do parku, nie widziałam już dziewczynki. Zniknęła mi z pola widzenia. Przez chwilę jeszcze się za nią rozglądałam. Nie dostrzegłam już nic innego, oprócz ptaków i suchych liści. Dziewczynka najwidoczniej uciekła. Nic dziwnego, przecież wyglądałam dziś jak jakaś zjawa, mogła się mnie wystraszyć. 

Wracając już do domu, postanowiłam zajść do Starbucksa po dobrą, prawdziwą kawę. Zanim się obejrzałam już byłam na miejscu. Jeszcze nim weszłam do środka, a do mojego nosa, dotarł już przyjemny zapach świeżo parzonego cappucino. Wchodząc tam, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Jego niebieskie oczy, wydały mi się bardzo znajome. Widziałam je już gdzieś, jednak za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. 
- Ooo kurde! - krzyknęłam- Przepraszam- dodałam do tego
-Nie to ja przepraszam- powiedział z uśmiechem na twarzy 
-Lucy?- spytał niepewnie chłopak 
-Tak..- odpowiedziałam ze zdziwieniem. Nie miałam pojęcia skąd on może znać moje imię.
-Hej.. To ja Dylan!- powiedział z radością - Bawiliśmy się razem jak byliśmy dziećmi. Pamiętasz?
Teraz wszystko sobie przypomniałam. Jak mogłam zapomnieć, właściciela tak hipnotyzujących oczu?
Pamiętam, że to on nauczył mnie jeździć na rolkach, gdy nikt inny nie miał czasu tego  zrobić. 
Chociaż był trzy lata starszy ode mnie, to zawsze traktował mnie jak swoją rówieśniczkę. Większość dzieciństwa spędziłam właśnie z nim. A gdy urwał nam się kontakt, to całkiem o nim zapomniałam. Muszę przyznać że bardzo wyprzystojniał przez ten czas. 
-Ooo tak, racja! Jak mogłam zapomnieć kogoś, kto wrzucał mi dżdżownice pod bluzkę- odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem.
Fajnie było zobaczyć twarz kogoś znajomego który jest, a raczej był blisko ciebie. Nie wspominając o ciotce oczywiście. 
Oboje stwierdziliśmy że miło by było, gdybyśmy usiedli przy jednym ze stolików i pogadali trochę. W końcu nie widzieliśmy się od siedmiu lat. Bez żadnego wahania, weszliśmy do środka. Dylan zajął miejsce, a ja stanęłam przy kasie i złożyłam już zamówienie. Ekspedientka ze znudzoną miną i rudymi lokami, przyjęła je i zaczęła przygotowywać napoję. Po kilku minutach siedziałam już przy stoliku, razem  z dawnym przyjacielem. 
-Jak tam życie?- zapytał zaciekawiony 
- A no wiesz.. jak zawsze. - Szkoła, głupie problemy nastolatków, znów szkoła! Niedawno miałeś tyle samo lat co ja, powinieneś wiedzieć jak to jest- powiedziałam z fałszywym uśmiechem na twarzy
Nie chciałam mu mówić, co naprawdę się u mnie wydarzyło. Nie chciałam się nad sobą użalać. Zresztą to dobrze, że nie wie co u mnie, bo pękło by mu serce. A od  szkoły postanowiłam trochę odpocząć. Przynajmniej przez jakiś czas.
-No racja. Wszystko to tak szybko minęło. Jeszcze niedawno bawiliśmy się w piaskownicy- powiedział z tęsknotą w głosie za dawnymi czasami. 
-Muszę przyznać, że kiedyś jak byliśmy dziećmi. byłem w tobie strasznie zakochany- opowiedział lekko speszony 
-To dlatego straszyłeś mnie dżdżownicami czy żabami?- spytałam lekko rozśmiana 
-W pewnym sensie- zaśmiał się - Ale nie musisz się martwić. Przeszło mi już- rzekną z uśmiechem 
-Ciesze się- odpowiedziałam 
-Ale czemu gdy tu przyjeżdżałam ciebie nigdy nie było?- spytałam z ciekawości 
-Pewnie pamiętasz że moi rodzice się rozwiedli?- zapytał mnie 
Pokiwałam głową
-Chciałem więcej czasu spędzić z ojcem. Wyprowadziłem się do niego. Miałem tam chodzić do szkoły. Ale wydarzyło się coś, co zmusiło mnie do powrotu tutaj.
-Ahhh..- udało mi się powiedzieć tylko to. Nie chciałam być natrętna i nie spytałam się co tak na prawdę się stało. Ale gdy mi to mówił, w jego głosie było słychać smutek. Od razu pomyślałam że to było coś złego. 
Przez moment panowała krępująca cisza. Jednak nie za bardzo zwróciłam na nią uwagę. Myślałam co go skłoniło do powrotu. Muszę przyznać że jestem bardzo ciekawska. I czym prędzej czy później, to i tak się dowiem co to było.




Zdałam sobie sprawę że odkąd zaczęłam z nim rozmawiać, zapomniałam o tych wszystkich problemach, które mnie teraz przytłaczają i ciągną na dno. Ale on  musiał zadać to pytanie, po którym wszystko wróciło do normalności. 
-Jesteś tu z rodzicami? - spytał bardzo niespodziewanie  
Wiedziałam że Dylan i tak się dowie, co tak naprawdę się stało. Lecz nie wiedziałam że ta chwila nastąpi teraz. Nie mogłam go okłamać. Powiedziałam mu prawdę
Spuściłam lekko głowę, by nie zobaczył jak zły próbują przecisnąć się przez moje oczy i szepnęłam 
- Nie żyją..
-Co...? Bardzo mi przykro nie wiedziałem..- powiedział zdziwiony  i ze współczuciem w głosie 
Wszystko z tobą w porządku?- zapytał troskliwie 
-Jakoś się trzymam. Jestem silniejsza niż ci się wydaje- powiedziałam próbując się chociaż minimalnie uśmiechnąć. Musiało to wyglądać trochę żałośnie, lecz nie chciałam go martwić. 
-Czekaj to znaczy..że teraz mieszkasz razem z ciotką Dorothy?- spytał zaniepokojony, a w oczach miał pełno strachu
-No tak.. A co? 
-Jak wy możecie tam mieszkać?? Tam przecież...Wiecie co tam się stało? Co nadal dzieje....? - spytał lekko przerażony 


"Bo potrzebuje Ciebie, jak żadnej innej rzeczy. Skłamałbym, mówiąc, że chce się z Ciebie wyleczyć"





piątek, 1 maja 2015

Rozdział pierwszy

Minął już tydzień odkąd zginęli moi rodzice. Dwa dni temu byłam na ich pogrzebie. Było tam tyle nieznajomych twarzy. Patrząc na niektórych z nich, dziwiłam się że moi rodzice znali się z takimi osobami. Widać było że mają wielkie kwoty pieniędzy na swoich kontach, piękne domy i rzeczy, które kosztują majątek. Jedną słowem mieli luksusowe życie. 
Będąc tam, każdy spoglądał na mnie z litością wymalowaną na twarzy. To ich udawane współczucie przyprawiało mnie o mdłości. Jedynie moja ciotka Dorothy, która cierpiała tak samo jak ja wiedziała co czuje. W końcu moja mama była jej siostrą. 
Mieszkam teraz u ciotki. Dziś zabieram wszystkie swoje rzeczy z rodzinnego domu. Nie przypuszczałam że ta chwila nadejdzie tak szybko i niespodziewanie. Ciężko mi będzie tam wejść. Na każdym kroku, wiszą na ścianie nasze rodzinne zdjęcia, czy pamiątki z różnych wycieczek.
Po śmierci rodziców, urzędnicy przekazali mi ich testament. Było to dla mnie bardzo dziwne. Przecież byli oni młodzi. Nie wiem co ich skłoniło by go napisać, przecież mieli przed sobą jeszcze połowę swojego życia. W każdym bądź razie w testamencie napisali, że cały  dom oraz oszczędności które zbierali przez cały okres swojego małżeństwa przepisują na mnie. Co oznacza że dom jest mój. 
Będę musiała go sprzedać. Nie mogłabym w nim mieszkać. Wszystko przypominałoby mi o nich. 

                                                                                          *

Stanęłam w progu drzwi domu. Dom stał pusty. Nie było tam nikogo. Wszystko leżało na tym samym miejsca jak przed wyjazdem. Były tam meble, nie umyte naczynia, nie pościelone łóżka. Trzeba będzie się pozbyć tych rzeczy.
-Co zrobisz z tymi wszystkimi rzeczami- rzekła ciotka
-Wyrzucę, spale, sprzedam..... cokolwiek. -wydusiłam z zaciśniętego gardła
Spodziewałam się protestów ze strony ciotki, ale ona tylko pokiwała głową i powędrowała do mojego starego pokoju, znajdującego się na piętrze. Ciotka Dorothy pomogła mi w pakowaniu moich ubrań, książek, kosmetyków. Zeszłam na dół. W salonie, na jednym z regałów, leżał album ze zdjęciami. Wzięłam go by poprzeglądać stare, szczęśliwe chwile.. Usiadłam na kanapie, która przez lata przesiąknęła ulubionymi perfumami mojej mamy. Wpadłam w histeryczny płacz. Był tak głośny, że ciotka jak najszybciej przybiegła, by sprawdzić co się stało. Chciałam wyrzucić swój żal, który przez cały tydzień, bezkarnie mieszkał w moim sercu i sprawiał, że tęsknota nabierała na sile. Ciocia ujęła moją twarz obiema dłońmi, a kciukami starła łzy, które stworzyły mokrą ścieżkę na moich policzkach. 
- Też za nimi tęsknie- szepnęła 
 Usiadła koło minie i objęła mnie czule, jak robiła to mama. To dziwne, nigdy nie miałyśmy ze sobą dobrego kontaktu. A teraz ona traktuje mnie jak własną córkę, Śmierć rodziców zbliżyła nas do siebie. Jeśli śmierć rodziców miała, połączyła nas tak bardzo, to szczerzę muszę przyznać, że życie jest bezuczuciowym gnojem. 

Minęło kilka godzin nim spakowałyśmy wszystkie potrzebne mi rzeczy i pamiątki po rodzicach. 
Posprzątałyśmy trochę w domu, wytarłyśmy kurz który nazbierał się na pułkach.
Kiedy opuszczałyśmy dom, nasze oczy były zaczerwienione, a powieki opuchnięte od litrów wylanych łez. 
Kwadrans później dojechałyśmy do domu ciotki. W nim miałam już swój pokój, który wcześniej pełnił rolę biura. Znajdował się na poddaszu. Był nawet mały ale za to przytulny. Jego białe meble, delikatnie zlewały się ze ścianą, tego samego koloru. 
Odkąd mieszkam u cioci Dorothy chodzę niewyspana. Co noc mam koszmary. Jednej nocy straszniejszy, drugiej mniej. Zazwyczaj budzę się z krzykiem lub płaczem. Zawsze zrywam się o północy. Zaczęło mi się wydawać to podejrzane. Już nie wiem co o tym myśleć. Zaczynam się bać. W moich snach widuje dzieci. Czasem małe, a czasem w moim wieku. Niektóre nie mają oczu. Po prostu czarne dziury. Inne natomiast mają same, białe gałki oczne. Widzę również ludzi, dorosłe osoby. Popełniają samobójstwa. Niektóre sceny przyprawiają mnie o mdłości. 

Po dwóch godzinach rozpakowywania swoich ubrać, układania książek na półki i wieszania na ścianę zdjęć z rodzicami i ze swoją przyjaciółką Annabelle, poszłam wziąć gorącą kąpiel. Chciałam się odprężyć i chociaż przez chwilę przestać myśleć o tragedii, która mnie spotkała. 
Ciepła woda ukoiła delikatnie moje nerwy, ale sprawiła również, że poczułam się senna. 
Postanowiłam więc przebrać się w ciepłą piżamę i pójść spać.
Wchodząc do nowego pokoju, zauważyłam niebieską rzecz leżącą na moim łóżku. Była to figurka delfina. Dostałam ją od taty dwa lata temu, na piętnaste urodziny. Pamiętam że ją w tedy zgubiłam i nie mogłam jej znaleźć. Figurka zniknęła wtedy bezpowrotnie, a poszukiwania były zakończone porażką. Nagłe pojawienie się jej, nie było by aż tak straszne, gdyby nie ślady krwi na małej, błękitnej główce delfina. 

Nagle zauważyłam na łóżku coś, czego nie widziałam przez długi czas.
A tym bardziej nie przynosiłam tego ze sobą tutaj. 





                                       "Pozbierać jest się dziesięć razy trudniej niż rozsypać"